Blog powstał celem upamiętnienia wyjazdu Erasmus-Valencia 2010/11 w dniach 13.09.2010 - 31.01.2011





20 września 2010

19.09 i nocne życie w Walecji

Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem zabawy. Ogólnie Walencja to bardzo rozrywkowe miasto. Co raz słychać jakieś imprezy w domach, pokrzykiwania. Policja na większość takich rzeczy w ogóle nie reaguje. Można do woli spożywać alkohol w miejscach publicznych, byle niczego nie niszczyć bo wtedy mogą spotkać kogoś kłopoty. Dość powszechne jest organizowanie się przed imprezami, niedaleko Uniwersytetu zwane Botellonem. Zdarza się że bywa w takim miejscu nawet i ponad 5 tysięcy ludzi. Jeszcze wracając do tematu policji to właściwie zastanawiam się czym oni się zajmują. Koleżanka opowiadała że nie miała gdzie spać ponieważ niedawno przyjechała na Erasmusa, to pierwszego dnia postanowiła przespać się na plaży. Jakież było jej zdumienie kiedy z samego rana przyjechała policja na kładach. Zapytali czy coś się stało i czy wszystko w porządku. Po kilkunastu minutach przywieźli również wodę i pomogli przetransportować się do centrum. Teraz już domyślam się dlaczego to miasto jest punktem rozładunkowym narkotyków sprowadzanych z Afryki. Chociaż ostatnio udało im się złapać dilerów przemycających 2 tony kokainy. Co do samych imprezy byliśmy dość zdziwieni że wszelkie dyskoteki, kluby czy imprezy rozpoczynają się po godzinie 24. Teraz już można się domyślić dlaczego Hiszpanie wstają bardzo późno w Walencji. Tutaj życie jest przesunięte o kilka godzin. Pewnie też wiąże się to z temperaturą, która w okresie letnim jest nie do zniesienia. Aktualnie trochę się ochłodziło. W dzień jest 27 stopni, natomiast w nocy koło 20...
W ciągu dnia wybraliśmy się na wieżę katedry, z której można podziwiać widok na całą Walencję. Naliczyłem 209 stopni, dość wysokich. Następnie mieliśmy plan udać się na największe jezioro w Walencji - Albufera. Bilet był niedrogi 1.25 euro i jechaliśmy jakieś 45 minut. Zwykły bilet komunikacji miejskiej kosztuje 1.40 euro, ale kupując w zestawie jest znacznie taniej i wychodzi jakies 70 centów. Prawie jak w Warszawie. Byliśmy na tyle zmęczeni, że zasnąłem w autobusie i obudziliśmy się 25 km od Walencji. Oczywiście jezioro pozostawiliśmy jakieś 10 km za nami. Wysiedliśmy na najbliższym przystanku i udaliśmy się wzdłuż plaży do Walencji. Przeszliśmy 3 km, przebiegliśmy następne 3 km plażą, następnie zastaliśmy miasteczko i drogę do Walencji. Zaczęliśmy machać do samochodów i szósty z kolei zatrzymał się i na całe szczęście jechał do Walencji. Po drodze oczywiście minęliśmy jezioro, które okazało się niczym szczególnym(albo może mi się tak wydaje), ale interesujący był park narodowy znajdujący się wokoło. Sympatyczny kierowca zawiózł nas pod sam dom. Zmęczeni i głodni (była niedziela wszystko zamknięte) odwiedziliśmy najbliższy bar i zamówiliśmy torillę. Składała się z następujących składników : bagietka, przysmażone ziemniaki i jajecznica. Smakowała jak nigdy:). Po raz kolejny mogę powtórzyć iż podróżowanie autostopem pozostawia niezapomniane wrażenia i ludzie którzy się zatrzymują są zawsze bardzo pozytywnie nastawieni do człowieka Przynajmniej do tej pory na takich trafiłem. zdjęcia http://picasaweb.google.com/110109153723433594751/Fociakos2?authkey=Gv1sRgCNb33vT1jNqIeQ#

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz