Blog powstał celem upamiętnienia wyjazdu Erasmus-Valencia 2010/11 w dniach 13.09.2010 - 31.01.2011





24 listopada 2010

Urzędy i sklepy w Hiszpanii

Administracja. Większość placówek administracyjnych pracuje z przerwą na tzw. siestę w godzinach południowych (między 13.30 a 17.00)
Święta państowe :
1 styczeń Año Nuevo (Nowy Rok)
marzec/kwiecień Viernes Santo (Wielki Piątek)
1 maj Fiesta del Trabajo (Święto Pracy)
15 sierpień La Asunción (Święto Wniebowstąpienia)
12 październik Fiesta Nacional de España (Święto Narodowe Hiszpanii)
8 grudzień La Inmaculada Concepción (Święto Niepokalanego Poczęcia)
25 grudzień Navidad (Boże Narodzenie)
Sklepy - czynne od poniedziałku do soboty w godz. 9.00 - 21.00 ( z przerwą od 15 do 17). Najpopularniejsze to : Dia(odpowiednik biedronki), Mercadona, Consum, Carrefur, Lidl. Droższy otwarty codziennie i prawie przez całą dobę to Corte Ingles oraz OpenCor. Pomimo całodobowej pracy alkohol można kupić jedynie do godziny 22. Ale nie ma problemu, w wielu miejscach również na ulicy można się zaopatrzyć, gdyż krążą Marokańczycy oferujący sprzedaż alkoholu na ulicy bądź kupno spod lady u Chińczyka. Sklepy chińskie można znaleźć niemal na każdej ulicy w wielu hiszpańskich miastach, choć raczej nie w ścisłym centrum. U Chińczyka kupicie wszystko, no może prawie wszystko. Najwięcej chińskich sklepów oferuje szeroką gamę sprzętu AGD, czyli wszystko dla domu plus artykuły papiernicze, chemiczne, kosmetyczne. I co warto podkreślić, wiele towarów jest dobrej jakości, w cenie o wiele niższej niż w hiszpańskich sklepach, dlatego kupuje tu wielu miejscowych. Sklep chiński to labirynt. Jeśli nie chcesz krążyć pół godziny szukając spinacza, lepiej zapytaj od razu, gdzie go znajdziesz. Chińczycy uczą się hiszpańskiego, więc z dogadaniem się zwykle nie ma problemów, chyba że będziesz szukać dynamometrycznego kluczyka do zaworków;) W sklepach chińskich często pracują całe rodziny. Kiedyś z poważną miną kasowała mnie dziewczynka wyglądająca na 7-latkę. Nie wszystko w sklepach chińskich jest made in China, wiele produktów jest made in España. Żeby zobrazować bogatą ofertę tychże marketów kilka przykładów, prosto od Chińczyka: kotara w kabinie prysznicowej, klamerki, kosz na śmieci, uchwyty na ścianę, prasowalnica, suszarka do prania, żarówki nawet! Oczywiście w sklepach chińskich są też rzeczy “szajskie”. Niektóre sklepy chińskie wyspecjalizowały się w sprzedaży odzieży w stylu…hmmm….specyficznym i rozpoznawalnym. Koszula to jednak nie wieszak na ręcznik, oczekuje się od niej czegoś więcej:) W owych chińskich sklepach z odzieżą można też zwykle zostawić coś do przeszycia, skrócenia, czyli drobne usługi krawieckie za niewielką cenę.

Inne miejsca :
Poczty - czynne od poniedziałku do piątku w godz. 09.00 - 18:00. Hiszpańska poczta correos ma sieć ponad 12 tys. urzędów otwartych z reguły przez cały dzień, godziny pracy zależą to głównie od tego, w jak bardzo uczęszczanym miejscu dany urząd się znajduje. Znaczki poza pocztą można zawsze znaleźć w estancos, kioskach sprzedających też wyroby tytoniowe. Znaczek na list lub kartkę do Polski kosztuje 0,53 Euro, może sie zdarzyć, iż w kiosku zapłacimy za niego więcej niż na poczcie
Banki - czynne od poniedziałku do piątku 09.00 - 14.00 bądź 13:30 ! Wpłaty gotówkowe tylko do 11. Wszelkie karty typu: VISA, MASTERCARD, MAESTRO są ogólnie akceptowane i można korzystać bez ograniczeń z bankomatów, posiadając polskie karty kredytowe. Większość banków wymienia zagraniczną walutę w tym również złotówki
Kantory - czynne od poniedziałku do soboty 10.00 - 19.00

Locutorio. Tak brzmi co najmniej jak miejsce kaźni. Czym więc jest konkretnie locutorium? To strefa biznesu pakistańskiego. Jest to kawiarenka internetowa z małym dodatkiem. A mianowicie oprócz komputerów można znaleźć tam kabiny telefoniczne. Mówisz do jakiego kraju chcesz dzwonić ustalana jest stawka i wchodzisz do kojca tak jak pamiętam z dzieciństwa na starych pocztach i dzwonisz. Ludzie wchodzą i rozmawiają głośno myśląc że nic nie słychać, a człowiek siedzi przed komputerem i nie może skupić się na emailu bo słyszy wszystkie języki świata od arabskiego przez latino po rosyjski. Istna wieża babel.

Kolejny wpis w piątek :) Kilka osób miało problem z napisaniem komentarza. Jeszcze raz wyjaśnię ,1. na dole klikamy w komentarze,
2. następnie : komentarz jako ->wybieramy Anonimowy
3. naciskamy zamieść komentarz.
Blog ma już ponad 3500 wyświetleń. Dziękuję :)

22 listopada 2010

Jedzenie w Hiszpanii

Pod nazwą „kuchnia hiszpańska” kryją się tak naprawdę przepisy i tradycje kulinarne całego Półwyspu Iberyjskiego. Dlaczego? Otóż trudno by było wybrać jeden zestaw potraw czy dań, który byłby wspólny i charakterystyczny zarazem dla wszystkich regionów Hiszpanii. W skład „kuchni hiszpańskiej” wchodzą bowiem - począwszy od - typowo śródziemnomorskich potraw z południowego wybrzeża reprezentujących kuchnię andaluzyjską, poprzez potrawy ludów pasterskich, po dania wywodzące się z tradycji morskich reprezentujących kuchnię galicyjską. Można dopatrywać się w niej również wpływów arabskich, angielskich, francuskich, a także greckich i włoskich. Większość tradycyjnych potraw związana jest z miejscem swego pochodzenia. I pomimo tego, że potrawa nosi taką samą nazwę jak w innym regionie, to nie oznacza wcale, że tak samo smakuje. Każdy region ma to do siebie, że dania przyrządzane są w nieco inny sposób i inaczej są doprawiane. W kuchni hiszpańskiej większość potraw bazuje na ryżu, pomidorach, ziemniakach oraz rybach i owocach morza. Dodatkowo często wykorzystuje się cebulę, paprykę, oliwki, zioła i przyprawy oraz oczywiście oliwę. Potrawy nie są skomplikowane – są raczej proste do wykonania.
Gdybyśmy jednak pokusili się o wybranie charakterystycznych hiszpańskich dań głównych, zup, deserów lub potraw śniadaniowych – to co to by było?
Jako dania główne... proponuję zacząć od „paelli”, czyli potrawy sporządzanej głównie z ryżu, szafranu i oliwy z różnymi dodatkami tj. kawałkami kurczaka(bardzo typowe dla Walencji), owocami morza, paprykami, kiełbaskami czosnkowymi, groszkiem czy pomidorami itp. „Paella” to klasyczny posiłek wywodzący się z wiejskiej kuchni hiszpańskiej.
Paella zdjęcie
Równie popularnym daniem jest „tortilla” w kilku wersjach: „tortilla francesa” – czyli omlet jajeczny(bez ziemniaków) oraz „tortilla espańola” lub „tortilla de patatas” – to również omlet, tyle tylko, że przyrządzony z jajek i dodatkowo gotowanych ziemniaków. Jako ciekawostkę można przypomnieć, że to właśnie „tortilla de patatas” była ulubioną potrawą Sancho Pansy z Don Kichota. „Tortillę” przyrządza się, tak jak pisałem kiedyś, z ziemniaków i cebuli usmażonych na boczku i zalanych rozmieszanymi - tak jak na jajecznicę – jajkami. Do „tortilli” dodaje się często warzywa, mięso i ryby.
Torilla zdjęcie

Antrykot, czyli po prostu kawał wołowiny. Wydaje się duży, ale zazwyczaj bardzo dobrze i prosto zrobiony, więc świetnie wchodzi. Do tego lampka wina, sugerowałbym raczej czerwone. Mięso w Hiszpanii robi się często metodą vuelta y vuelta - kilka kropel oliwy na gorącą blachę, na to mięso, parę chwil i odwracamy. Dzięki temu mięso jest kruche na zewnątrz i miękkie, półsurowe w środku (poco hecha, czyt. poko ecza). Jak nie lubisz surowego, poproś o lepiej wypieczone (bien hecha). Jeśli ma być lekko krwiste, należy poprosić o o al punto.
Antrykot

Pez espada to plaster ryby-miecza, czyli miecznika, czyli takiego długiego rekina z jeszcze dłuższym nosem. Ryba jest świetna, bez ości, z charakterystycznym okrągłym kręgosłupem (a właściwie samym słupem :). Smakuje raczej jak kurczak, co dodaje jej uroku. U nas właściwie niedostępna, w Hiszpanii bywa wszędzie. Idealna na oliwie, a la plancha.Ryba miecz

Pulpo czyli ośmiornica. Finalnie smakuje jak nieco twarde białko z jajka na twardo. Pulpo a la gallega to plasterki ośmiorniczki z papryką. Bywają smakowite sałatki z pulpo i innymi mariscos. Warto.
Ośmiornica

Ogon byka. Raz w życiu warto zjeść. Rabo de toro czyli byczy ogon to de facto kości w sosie. Smakowite, ale ciężkie i mało ekonomiczne danie.
Ogon byka

Bocadillos czyli kanapki. Warto poczekać na fiestę, w szczególności na Hogueras, kiedy na ulicach pojawiają się pajdy wiejskiego chleba z różnymi frykasami. Poza tym bocadillos to po prostu bagietka z plastrami sera, szynki itp. Małe kanapeczki to montaditos.
Kanapki

Potaje (czyt. potahe) to kociołek z różnych dziwnych rzeczy. Każdy hiszpański region ma swój rodzaj kociołka, vel potrawki. W każdym kociołku możemy spodziewać się jakiejś formy kiełbasy lub mięsa, a do tego ciecierzyca, fasola, ziemniaki, co tam wpadło. Taka nasza fasolka po bretońsku :)
Potaje

Charakterystyczną potrawą hiszpańską jest także przyrządzana z fasoli „fabada” oraz „gazpacho” – zupa pomidorowa, tyle, że serwowana na zimno. I obowiązkowo „mariscos” – czyli owoce morza, tradycyjnie pochodzące z Galicji.
Gazpacho
Mariscos

Przy okazji nie można zapomnieć o popularnych różnych „tapas” - przekąskach wywodzących się z Andaluzji. Podawane są zazwyczaj do napojów w hiszpańskich barach. Również rozwodziłem się już na ten temat.
Tapas

Przykładem typowego deseru natomiast jest „flan” – rodzaj budyniu,znanego pod różnymi postaciami tj. „crema catalana” w Katalonii, czy „tocino decielo” w Andaluzji. Popularne są też - serwowane często z kawą lub czekoladą - „churros”, czyli smażone w głębokim oleju paluszki z ciasta oraz potrawa pod prostą nazwą „arroz con leche” przyrządzana z ryżu, mleka i wanili i zapiekana w piekarniku, ale podawana na zimno.
Flan
Churros
Arroz con leche

20 listopada 2010

Wyjazd cz. 3 i trochę o Hiszpanach

Kończąc już wątek o Andaluzji, Andaluzja do lat siedemdziesiątych uchodziła za najbiedniejszy w tym kraju i jeden z najuboższych w całej Europie. Jej mieszkańcy mogli tylko szczycić się wspaniałą historią kartagińską, rzymską, a potem prawie 700-letnim okresem panowania arabskiego, kiedy to Andaluzja górowała kulturowo nad resztą średniowiecznej Europy. Wtedy na tej ziemi powstawały wspaniałe pałace, twierdze, ogrody. Hodowano jedwabniki i handlowano kosztownym suknem z całym ówczesnym światem. Po rekonkwiście ziemię tę zmieniono w olbrzymie latyfundia, na których wręcz niewolniczo pracowali andaluzyjscy chłopi. Jeszcze w połowie XX wieku nikogo tutaj nie dziwił widok pana przybywającego do wioski na koniu i biczykiem wybierającego pracowników na swe pole. To wszystko zmieniło się nagle, po śmierci generała Franco, gdy Hiszpania otworzyła się na świat. Ta sucha ziemia stała się nagle bardzo cenna. Zachodni inwestorzy zachwyceni walorami turystycznymi Andaluzji (ponad trzysta słonecznych dni w roku!) wykupywali ziemie pod hotele, restauracje i pola golfowe. Małe andaluzyjskie miasteczka zamieniły się w wielkie kurorty. Natomiast my, zwiedziliśmy jeszcze Grazalemę, Rondę, Marbellę. Niestety nie starczyło czasu na Granadę. Ale wydaje mi się że zasługuje ona na oddzielną wycieczkę, połączoną z pięknym Jaen. Z tych trzech miast(które zwiedzaliśmy w deszczowej aurze) bez dwóch zdań wydaję się być Ronda. Urok Rondy polega na jej nietypowym położeniu. Miasto wzniesiono na dwóch masywach skalnych, co czyni ją jedyną w swoim rodzaju. Głęboki na 180 i szeroki na 90 metrów wąwóz nad rzeką Geadalevin dzieli miasto na dwie części, od południa na wcześniejszą, arabską starówkę - Ciudad, a od północy na założoną przez chrześcijan dzielnicę Mercadillo. Najsłynniejszą budowlą Rondy jest najprawdopodobniej arena, na której odbywają się korridy. Posiada 66 metrów średnicy i jest najstarszą, a zarazem najbogatszą w tradycję w całym kraju. Dwukondygnacyjne arkady z kolumnami w stylu toskańskim osłaniają trybuny, które mogą pomieścić nawet do 5 000 osób. Zbudowano ją w 1755 roku z drewna, a później, w budowli wzniesionej w latach 1783-1785, użyto po raz pierwszy kamienia, zastępując użyte wcześniej drewniane belki nośne.
Samą Rondę uważa się za miejsce narodzin współczesnej walki byków. To tu w XVIII wieku legendarny Francisco Romero założył wraz z synem Juanem i wnukiem Pedro słynną na całą Hiszpanię dynastię toreros, która określiła reguły walki obowiązujące do dzisiaj. Pomnik Pedro Romero, który podobno nawet w wieku 80 lat walczył z bykami, można oglądać po dzień dzisiejszy w niedalekim parku miejskim. Symbolem Rondy, który wielokrotnie można podziwiać na widokówkach i zdjęciach w przewodniku, jest most Puente Nuevo, wznoszący się na wysokość ponad 100 metrów nad wąwozem, którym płynie Guadalevin. W 1735 r. z powodu rozrostu przestrzennego dzielnicy Mercadillo, zdecydowano się wybudować kolejne przejście nad przepaścią. Jednakże pierwsza próba zakończyła się niepowodzeniem, konstrukcja zawaliła się. W 1793 r. wzniesiono kolejny most, tym razem wyposażony w jeden łuk u dołu i trzy u góry, które istnieje do dziś
Mała ciekawostka na temat Romów. Liczbę Romów, czyli gitanos – jak siebie nazywają, ­w Hiszpanii szacuje się na 500-800 tys., a większość mieszka właśnie w Andaluzji. W kraju są jeszcze romscy emigranci, przybyli po dołączeniu Rumunii i Bułgarii do Unii Europejskiej. Gitanos żyją w Hiszpanii od kilkuset lat i nie zawsze było im tu dobrze. Problemy te same, co zawsze: prześladowania, bieda, przymusowe osiedlanie. Ale dziś Andaluzja może służyć za przykład. Powodów jest kilka. Funkcja rodziny i klanu, kwestia honoru, obdarzanie autorytetem „starszych” w rodzie – pokrywają się z pojęciami obecnymi w tradycyjnej wiejskiej kulturze hiszpańskiej. Integracja w andaluzyjskich wioskach okazała się zatem dużo łatwiejsza niż w dużych miastach północy. W prowincjach Granada i Sewilla, najważniejszych siedliskach gitanos w Hiszpanii i całej Europie Zachodniej, większość wiosek nieformalnie dzieli się na część romską (gitano) i nieromską (payo), ale międzyetniczne relacje, wzajemność i mieszane małżeństwa są znacznie częstsze niż w pseudo-gettach w ośrodkach przemysłowych”. Fakt drobny, ale znamienny: flamenco, jeden z hiszpańskich symboli, narodziło się wśród Romów w Andaluzji. Na tym przykładzie widać, jak romska kultura została wchłonięta czy też wykorzystana przez kulturę większości, a w każdym razie stała się jej częścią. Tym samym zmniejszyło się, zwykle obciążające, poczucie wyobcowania danej mniejszości.

-----------------------------------------------------
Przechodząc do wątku o Hiszpanach, jacy oni właściwie są ? Typową narodową cechą jest oczywiście ognisty temperament, który objawia się między innymi, tym, że podczas dnia hiszpańskie ulice świecą pustkami, ponieważ odbywa się tradycyjna sjesta, natomiast wieczorem życie zaczyna kwitnąć, przede wszystkim dlatego, że ludzie budzą się do życia, jest to uwarunkowane nie tylko temperamentem, ale przede wszystkim pogodą, należy zauważyć, że w okolicach południa temperatury są tak wysokie, że uniemożliwiają normalne funkcjonowanie, w szkołach robi się przerwy, a w pracy organizuje się czas na sjestę. Powolność ? No, tak tacy powolni w pracy to oni nie mogą chyba być, skoro gospodarka hiszpańska od kilku ładnych już lat tak dobrze się rozwija(nie patrząc na kryzys). Spóźnialscy są i owszem, dlatego zazwyczaj Hiszpan nie umawia się na konkretną godzinę, tylko na około 20.00, około 21.00 itd. Gadatliwi… o tak, ale czy to aż taka straszna wada? Lubią rozmawiać, również z obcymi na ulicy, w parku, w autobusie, w poczekalni u lekarza, są po prostu towarzyscy, to wszystko. Czasem, gdy chcę od tego odpocząć, to po prostu się nie da. Za oknem słychać rozmowy, za ścianą, głosy dochodzą z każdej strony. Hiszpanie mienią się narodem bardzo tolerancyjnym. Być może właśnie dlatego, że nigdy nie był to temat tabu w Hiszpanii. Ale czy jest to prawda? Oj, jest z tym różnie. Pochody faszystowskie za oknem z flagami to codzienność. Przykładowe hasła wykrzykiwane : Hiszpania, Hiszpania, nigdy muzułmańska i inni emigranci wynocha z kraju. Co ciekawego, kolejne wypowiedzi Hiszpanów :oczywiście niby wszyscy są równi, ale Chińczycy mogliby stąd wyjechać. Natomiast w przypadku homoseksualistów są całkowicie tolerancyjni. Nie ma problemu zawrzeć tutaj takie małżeństwo, środowiska gejowskie mocno popierają adopcje dzieci przez te małżeństwa. Co więcej Hiszpanie generalnie, szczególne młodzi, nie przepuszczają kobiet w przejściu, bo nie jest to dla nich przejaw dobrego wychowania. Jak równość kobiet i mężczyzn to równość. Nie wspomnę że raczej nie udostępniają również miejsca w środkach komunikacji miejskiej. Hiszpanie generalnie, szczególne młodzi, nie przepuszczają kobiet w przejściu, bo nie jest to dla nich przejaw dobrego wychowania. Jak równość kobiet i mężczyzn to równość. Nie ma tutaj polskiego narzekania. Naprawdę rzadko można usłyszeć Hiszpana skarżącego się na coś, raczej obracają to w żart. Hiszpanie są również bardzo otwarci, serdeczni, bardzo towarzyscy. Łatwo jest nawiązać z nimi kontakt. Jak nas postrzegają ? Przede wszystkim Hiszpanie, postrzegają naród polski w pozytywnym świetle, tym samym wynika to w uwarunkowań historycznych, nigdy z tym krajem nie łączyły nad wrogie stosunki. Utożsamiamy się z tym narodem ze względu na wyznanie katolickie. Jednak wśród Hiszpanów panuje także opinia, że Polacy są dobrymi pracownikami, ze względu na obowiązkowość, zdyscyplinowanie, czego można odmówić Hiszpanom. Hiszpanie także nastawieni są pozytywnie do Polaków, zwłaszcza do kobiet. Niestety Hiszpanie nie postrzegają Polek tylko jako kobiet pięknych, ale także jako kobiety łatwe, co znacznie uszczupla pozytywny obraz Polek, szczególnie w oczach tradycyjnych Hiszpanek.
----------------------------------------------------------------
Na fakt iż w długim czasie nie pisałem składa się kilka czynników :). Po pierwsze dużo zadanych zajęć domowych z Uniwerku. Ostatnio w czwartek siedziałem 6.5 godziny nad pracą domową. Jak do tego dołożyć zajęcia dodatkowe, załatwienie różnych rzeczy, imprezy, problemy z komputerem to mamy odpowiedź.


----------ZDJĘCIA

12 listopada 2010

Cz. 2 oraz 11-12.11

Gibraltar to też trochę miasto kontrastów. Z jednej strony mnóstwo bogatych ludzi, bardzo drogich hoteli, drogich rzeczy w sklepach, a z drugiej gorsze dzielnice, w których oczywiście góry śmieci o czym można było się przekonać na zdjęciach. Co mnie jeszcze lekko zszokowało ? Pomnik upamiętniający katastrofę polskiego generała W. Sikorskiego. Położony zaledwie 200 metrów od śmietniska, w strefie przemysłowej. Moim skromnym zdaniem to po prostu lekceważenie i kpina. Ale nie raz mogliśmy się przekonać w historii jak to "sojusznicy" mają nas zwyczajnie gdzieś. Myślę że nie tylko nas. Oni tak mają. Angole są po prostu trochę pysznym narodem. Nie wolno z nimi rozmawiać w innym języku niż angielski. Również jeśli rozmawia się z nimi po angielsku, nigdy też nie rozpoczną pierwsi rozmowy. Ostatni etap naszej wycieczki w Gibraltarze to oglądanie lądowania samolotu na króciutkim pasie startowym. Pilotowanie samolotu na takie lotnisko wymaga nie lada umiejętności. Kolejny etap to już Kadyks i Jerez de la Frontera. Kadyks toczy odwieczny spór z Sewillą o tytuł kolebki flamenco. Muzykę, którą słychać na każdym rogu, przywiedli do Andaluzji Cyganie(niestety jest ich tutaj bardzo dużo, w głównej mierze żebrzący na ulicach). W mieście jest wiele szkół flamenco (podobno najchętniej tańczą Japonki). Miejscowi ćwiczą od najmłodszych lat. Na corocznym pokazie flamenco w pobliskim Jerez de la Frontera obok największych mistrzów tańczyły siedmiolatki. Flamenco to metronom Kadyksu. Wyznacza jego rytm, tętniący ponad domami, nie kłócąc się wcale z niespieszną naturą mieszkańców, typowych ludzi Południa. Na jednej ze skał starzec z brodą do pasa hoduje koty. Nieopodal ruiny rzymskiego teatru. Niegdyś walczyli tu gladiatorzy, występowali mężczyźni w maskach. Teraz przy wejściu panie w togach rozkładają na ziemi wachlarze po dwa euro. Samo miasto ciekawie położone na wąskim cyplu wchodzącym daleko w głąb morza. Jerez de la Frontera nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest to typowe hiszpańskie andaluzyjskie miasto. A jak wygląda takowe? Rynek + kościół przerobiony z meczetu + jakiś zameczek i domy. Ale na miejscu oczywiście musiała nas spotkać mała przygoda . Zostaliśmy krótko mówiąc oszukani przez właściciela restauracji. Sprawy nie udało się co prawda załatwić, wzywaliśmy nawet policję ale czuliśmy małą satysfakcję że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy w tej sprawie. Wyobraźcie sobie małe miasto w Polsce gdzie wszyscy się znają i przyjeżdża turysta do restauracji. Zaistnieje spór. Jaką szanse ma turysta ? Praktycznie zerową. I to mimo kilku prawniczych głów. Cóż w Hiszpanii trzeba również uważać na nieuczciwych ludzi. Albowiem turysta nie ma tutaj lekko. Ludzie próbują naciąć innych na każdym kroku. A to Cyganie chodzący z różnymi przedmiotami(jeśli dotkniesz czegokolwiek domagają się zapłaty), a to ludzie udający okradzionych. Słyszałem o sytuacji, gdy jeden z erasmusów dał 20 euro osobie, której niby została okradziona i potrzebowała pieniędzy na bilet do domu. Oczywiście ta osoba prosiła o konto bankowe na które ma zwrócić pieniądze (proste chwyty psychologiczne). Pieniędzy jak dotąd temu Erasmusowi nie zwrócono, a minął ponad miesiąc. Złodziei również roi się co nie miara. Trzeba po prostu uważać
Kolejny dzień to już zwiedzanie Kordoby i Sewilli. Od pierwszego wejrzenia Kordoba ujęła nas swoimi skąpanymi w słońcu białymi uliczkami z kolorowymi akcentami. Kolorystyka i charakterystyczne okna przypominały miasta na Kubie(według Amerykanki Beth, która podróżowała z nami). Uliczki Juderii, starej żydowskiej dzielnicy, kryją sekretne dziedzińce, które są dumą i oczkiem w głowie mieszkańców Kordoby. Cudownie chronią przed upałem i światem zewnętrznym, są małymi, niezwykle dekoracyjnymi oazami: charakteryzują je andaluzyjskie mozaiki na ścianach, fontanny, ale przede wszystkim mnóstwo zieleni i kwiatów w często identycznych doniczkach. Co roku, w maju mieszkańcy otwierają dla publiczności swoje prywatne dziedzińce i wspólnie wybierają najpiękniejsze patio. W labiryncie Juderii znajduje się też miniaturowa synagoga, jedna z trzech, które ostały się w Hiszpanii. Głównym punktem naszego spaceru po Kordobie był największy skarb miasta - słynna La Mezquita. Zbudowany w VIII wieku na fundamentach chrześcijańskiego kościoła Wielki Meczet, perła kultury islamskiej, dziś służy jako katedra diecezji rzymskokatolickiej. To największy w Europie meczet i jeden z najpiękniejszych na świecie. Kilkaset kolumn łączonych biało czerwonymi łukami tworzy niekończącą się przestrzeń. Przyznam, że to również jeden z najbardziej kuriozalnych obiektów, w jakich było mi dane być. Architektoniczne i religijne akcenty charakterystyczne dla dwóch różnych kultur, jakimi są chrześcijaństwo i islam, tworzą dziwną mieszankę. Mówiąc wprost katolickie zdobienia w postaci renesansowych kaplic dodanych po przekształceniu meczetu w kościół czy krzyże na islamskich lampionach nijak się mają do oryginalnego projektu. Natomiast tworzą niezapomnianą kompozycję. Natomiast pobyt w Sewilli(Sewiji) upłynął pod znakiem zwiedzania sztandarowych zabytków miasta – imponującej katedry z wieżą La Giralda, Alcazaru, starej fabryki tabaki, gdzie pracowała Carmen, bohaterka słynnej opery Bizeta, która to łamiąc serce swojego kochanka Don Jose została przez niego zasztyletowana na śmierć. Zwiedziliśmy również monumentalna Plaze de España, która była niegdyś głównym miejscem spotkań w mieście, oraz w okolicy której przez 300 lat dokonywano inkwizycji heretyków. To miejsce zrobiło na nas ogromne wrażenie. Sewilla jest siedziba niezliczonej liczby kościołów i klasztorów zaprojektowanych w rożnych okresach historii oraz stylach architektonicznych. Dzielnice EL CENTRO i LA MACARENA, poza wieloma zabytkami religijnymi, ukazują nieco inna Sewille, różniąca się od zatłoczonych, pełnych turystów okolic katedry i Alcazaru. Co prawda nie udało nam się wszystkiego zwiedzić, jest to naprawdę wielkie miasto ale z chęcią jeszcze bym tam wrócił. Co ciekawe w Sewilli znajduje się największa na świecie katedra w stylu gotyckim. Jest naprawdę imponująca. Miasto to ma magię i moim zdaniem jest ładniejsze niż sama Walencja. Ciąg dalszy nastąpi...

ZDJĘCIA KLIKNIJ

--------------------------------------------
Jak obchodziłem 11 listopada w Hiszpanii? Niestety musiałem udać się na uczelnię na zajęcia. Dziwne trochę to uczucie w święto uczyć się czy tam pracować, ale ilość hiszpańskich świąt jest nieporównywalnie większa od polskich, więc nie ma co narzekać. Mieliśmy wygłosić drobną prezentację na temat naruszania prywatności w internecie. Trochę słabo się przygotowaliśmy, ale wypadło lepiej niż oczekiwaliśmy. Więcej improwizacji i ogólnej wiedzy niż referatu w temacie, ale wszyscy byli zaciekawieni. Cel osiągnięty.

10 listopada 2010

Zdjęcia z 1 i 2 dnia wycieczki do Andaluzji

Link do zdjęć :

http://picasaweb.google.com/110109153723433594751/D1#

06-10.11

Andaluzja (Andalucia) -słynna hiszpańska kraina słońca. Słowa te okazują się być nieco na wyrost ponieważ okazała się być chłodniejsza niż region walencjański.
Oprócz tego to Andaluzja ukrywa skarby takie jakie: flamenco, corridę, prawdziwą hiszpańską siestę i fiestę, w której odczuwa się tysiąclecie historii, gdzie kultura hiszpańska miesza się z arabską, gdzie niektóre obyczaje przywieźli ze sobą Persowie, gdzie na ruinach rzymskiej świątyni Herkulesa stawiali Maurowie swoje świątynie Allahowi, a te z kolei służyły za budulec dla chrześcijańskich kościołów. Obejmuje ona prowincje: Jaén, Almería, Grenada, Huelva, Kadyks, Kordoba, Málaga, Sewilla. Stolicą Andaluzji jest Sewilla, inne większe miasta to: Kordoba, Málaga, Grenada, Kadyks, Jerez de la Frontera. Środkową i południowo-zachodnią część Andaluzji zajmuje płaska i falista Nizina Andaluzyjska,a na południowym wschodzie łańcuch Gór Betyckich, z pasmem Sierra Nevada. Andaluzję powinno się zwiedzić w całości, wszystkie większe miasta, oraz wiele maleńkich wiosek i miasteczek, które najlepiej oddają ten cudowny klimat południa. Nie jest to rozległy obszar, więc wystarczy dobry plan i chęci a pozna się wszystko co najpiękniejsze. Gdy raz zobaczy się Andaluzję, chęć powrotu będzie nieodparta.
Ponieważ Andaluzja to najbardziej południowa część Hiszpanii i leży bardzo blisko Afryki, klimat tam panujący zbliżony jest do krajów afrykańskich (ale nie w każdym miejscu, o czym za chwilę). Spośród 11 hiszpańskich miejscowości rangi światowej pod względem ilości i klasy zabytków, trzy oglądać można właśnie w Andaluzji:
- Granada z Alhambrą, ogrodami Generalife i byłą dzielnicą arabską (kazbą) oraz Casa del Garbón - jedynym oryginalnym arabskim karawanserajem z XIV w.,
- Kordoba - była stolica kalifatu muzułmańskiego, z wieloma zabytkami, m.in. Mezquitą, juderią, 240-metrowym rzymskim mostem przez Gwadalkiwir z czasów Oktawiana Augusta i Alkazarem - dawną fortecą arabską, którą mieliśmy okazję zwiedzić jak i Sewillę, czwarte co do wielkości miasto hiszpańskie, najbogatsze w zabytki i inne atrakcje, np.katedrę z grobowcem Kolumba, najpiękniejszą w Hiszpanii arenę do korridy, pałace, nabrzeża Gwadalkiwiru, Isla Magica - Magiczną Wyspę.Ale oprócz tych wspaniałych miast nie można ominąć zgrupowanych wokół : przepięknej Rondy położonej na dwóch masywach skalnych, białych miasteczek, takich jak Cartajima,Zahara de la Sierra, Arkos de la Fontera i wiele innych. Wszystkie są bielone i wszystkie maja niesamowity klimat. Andaluzja to także olbrzymia baza turystyczna z przepięknymi plażami i miastami nastawionymi na turystów.
Costa del Sol - wybrzeże słońca - znajdują się tu zabytki kultury Maurów. Na Costa del Sol znajduje się ponad 30 pól golfowych, uważanych za najlepsze w Europie. Niebywałą atrakcją turystyczną jest również znajdujący się w pobliżu Gibraltar, z którego zaledwie krok dzieli od Maroka.
Może trochę o samej naszej wycieczce. Pierwszym naszym celem była Malaga. Zrobiliśmy tam trochę zakupów i udaliśmy się do Prado del Rey, miejscowości w której mieszkaliśmy przez resztę dni. Zalicza się ono do tzw. Białych miast (z hiszp. pueblos blancos) - grupa miast i miasteczek w południowej Hiszpanii w Andaluzji leżących w prowincjach Kadyks i Malaga. Nazwa miast pochodzi od białych fasad domów, które są pomalowane wapnem. Wszystkie leżą na terenie gór Sierra de Grazalema oraz Parque Natural de la Sierra de Grazalema - Parku Narodowego Andaluzji. Między miasteczkami przebiega szlak turystyczny Ruta de los pueblos blancos. Samo miasteczko, piękne położone w górach. Co ciekawego, jest to teren gdzie spada najwięcej deszczu w Hiszpanii. Na szczęście w nieszczęściu, tylko jeden dzień okazał się być deszczowy. Następnego dnia wybraliśmy się do Giblataru. Samo miejsce niesamowite, jedna wielka ogromna skała, a w niej tysiące tuneli, kryjówek i urządzeń wojskowych. Samo miasto jest bardzo małe, to około 50 tysięcy mieszkańców, natomiast w pełni oddanych Wielkiej Brytanii. Na pytanie w restauracji o pomnik Sikorskiego, otrzymałem odpowiedź iż tutaj jest Wielka Brytania, a nie Hiszpania(chyba nie zrozumieli że to chodzi o Polaka) i poprosili o rozmawianie po angielsku. Co ciekawego, mnóstwo brytyjskich elementów. Skrzynki pocztowe, budki telefoniczne, autobusy czerwone dwupiętrowe, znaki, nazwy, policjanci. Doszliśmy do wniosku że bardzo im zależy na zachowaniu odrębności, ponieważ jak zauważyliśmy Hiszpania rości sobie pretensję o ten cypel i rdzenni mieszkańcy robią wszystko aby nie wpaść w ręce Hiszpanów. Ludność tu zamieszkująca jest ludnością napływową, przybyłą po zajęciu tego terenu przez Wielką Brytanię. Przeciętny Gibraltarczyk pod względem etnicznym jest potomkiem Genueńczyków, Portugalczyków, Hiszpanów, Maltańczyków, Minorczyków, Brytyjczyków, Żydów, Hindusów i Maurów. Poza urzędami, gdzie używa języka angielskiego, posługuje się on językiem yanito, który jest dialektem andaluzyjskim z zapożyczeniami z wielu języków. Charakter Gibraltarczyka łączy w sobie typową brytyjską flegmę z południową wybuchowością, stara się być bardziej angielski od samych Anglików, ale nie obce mu są też hiszpańskie modele zachowania. Kolejne ciekawe elementy, płatność w funtach i ograniczona możliwość w euro. Dodatkowo kontrola graniczna i celna. A dlaczego Wielkiej Brytanii tak zależy na tym skrawku ziemi ? Cóż, 14 km na południe rozpościera się Afryka. W czasie Pierwszej Wojny Św. twierdza nie miała dużego znaczenia, znalazła się na uboczu działań wojennych. Większą rolę odegrała podczas Drugiej Wojny Światowej jako baza marynarki wojennej. Zbudowano tu także lotnisko wojskowe służące alianckim samolotom (po wylocie z którego rozbił się w niewyjaśnionych okolicznościach samolot z gen. Władysławem Sikorskim). Gibraltar był kilkakrotnie bombardowany przez francuskie samoloty reżimu Vichy oraz atakowany przez włoskie okręty podwodne. Po wojnie, począwszy od 1951 r. Hiszpania zaczęła intensywnie domagać się zwrotu brytyjskiej kolonii. Po nieudanych zabiegach na arenie międzynarodowej i w rozmowach dwustronnych rząd gen. Franco zaczął od 1964 r. wprowadzanie restrykcji ekonomicznych. Zakończono je w 1969 r. całkowitym zamknięciem granicy lądowej, morskiej i powietrznej z Gibraltarem oraz zlikwidowaniu połączeń telekomunikacyjnych z Hiszpanią. Stan ten utrzymywał się aż do śmierci dyktatora. Pomimo, że Hiszpania nadal nie zmieniła swego stanowiska w kwestii skały, stosunki z Gibraltarem zaczęły się normować. Otwarcie granicy zaplanowane na rok 1982 odbyło się dopiero w 1985 r. Przyczyną opóźnienia była wojna o Falklandy, w której Hiszpania poparła Argentynę. Obecnie ani Brytyjczycy, ani Hiszpanie nie śpieszą się z rozwiązaniem sporu o Gibraltar, gdyż boją się precedensu - w identycznej sytuacji znajdują się brytyjskie Falklandy i hiszpańskie terytoria w Afryce Północnej (Ceuta, Melilla, Villa Sanjurjo, Penon des Alhucemas, Penon de Valez de la Gomera i wyspy Chafarinas). Trwająca szesnaście lat blokada spowodowała, że obecnie większość cudzoziemskich robotników to nie Hiszpanie tylko Marokańczycy, powiększyły się też kontrasty z Hiszpanią (a właściwie Andaluzją, południową częścią kraju, z którą graniczy kolonia).Wjeżdżając do Gibraltaru od strony lądu przechodzi się przez około trzystumetrowy pas byłej strefy neutralnej ustanowionej traktatem utrechckim. Początkowo obejmowała ona cały przesmyk, rozpoczynając się pod samą skałą. Później każda ze stron uszczuplała ją po kawałku, aż w końcu zlikwidowano ją po otwarciu granicy ponad dziesięć lat temu. Po przekroczeniu granicy mija się dworzec lotniczy i przecina pas startowy usytuowany w poprzek ulicy. Droga przebiega po płycie lotniska, gdyż ze względu na piaszczyste podłoże nie można było tu zbudować tunelu drogowego. Gdy ma startować lub lądować samolot drogę zamykają szlabany dokładnie takie same jak na przejazdach kolejowych (jest to najprawdopodobniej jedyny taki przypadek na świecie). Pas startowy długości 2000 m wchodzi na ok. 1 km w głąb Zatoki Gibraltarskiej (znanej też pod hiszpańską nazwą jako Zatoka Algeciras).Po przebyciu kilkuset metrów dociera się do miasta, którego główna ulica Main Street jest jednym wielkim pasażem handlowym. Znajduje się tu wiele sklepów z tanimi rzeczami, gdyż Gibraltar jest strefą wolnocłową. Spotkaliśmy tutaj również przemytnika Polaka, który w swoim kuterku rybackim pod łodzią przemyca papierosy do Anglii. Jak mówił, jest to świetny biznes i dziadek rzeczywiście miał się dobrze. Ruch samochodowy jest bardzo duży, na jeden samochód przypada tu tylko dziewięć metrów bieżących krawężnika, nie dziwi więc fakt, że często spotyka się tu nasze Fiaty 126p na miejscowych numerach. Miasto nie posiada wielu zabytków, najstarszym jest Wieża Hołdu będąca pozostałością zamku Maurów. Jest tu parę kościołów, łaźnie Maurów, cmentarz poległych w bitwie pod Trafalgarem i oczywiście fortyfikacje ciągnące się na całej długości półwyspu. Część dzielnic portowych położona jest na terenach zabranych morzu. Ambitne plany mówiły o dwukrotnym powiększeniu obszaru kolonii, ale skończyło się tylko na eksperymentach. Sam port zajmuje proporcjonalnie bardzo duży obszar. W porcie wojennym stoją brytyjskie okręty wojenne, a w porcie cywilnym - przeważnie jachty z całego świata. W centrum stolicy znajduje się pałac gubernatora, piętnastoosobowy parlament i siedziba rządu.Kierując się dalej na południe, przy końcu Main Street, dochodzi się do kolejki linowej, którą można dotrzeć na szczyt Skały (The Rock). Od zachodu porośnięta jest "lasem" składającym się głównie z sosny kamienistej i dzikiej oliwki, a od wschodu gwałtownie spada do morza. Gdyby nie ta skała, pewnie nie byłoby tu żadnego miasta, to dzięki jej walorom obronnym interesowano się tym terenem. W skale znajduje się ok. 48 km korytarzy (więcej niż długość dróg na powierzchni) wydrążonych głównie w czasie Drugiej Wojny Światowej. Obecnie w związku z trudnościami komunikacyjnymi część tuneli udostępniono mieszkańcom jako arterię, dzięki czemu mogła powstać droga dookoła półwyspu. Atrakcją jest też 78 jaskiń, z których największa Saint Michael's Cave została zamieniona na salę koncertową dla tysiąca osób, a w Lower Saint Michael's Cave znajduje się podziemne jezioro. W czasie wojny jaskinie służyły za schrony, przeniesiono tu szpital, składy wojskowe. Obecnie w głębi skały znajdują się zbiorniki magazynujące deszczówkę w specjalnych łapaczach o powierzchni ponad 10 ha. Gibraltar nie posiada źródeł powierzchniowych wody, a woda podziemna nie nadaje się do celów spożywczych.
Największą jednak ciekawostką kolonii jest rezerwat małp berberyjskich, jedynych dziko żyjących małp w Europie. Pochodzenie ich nie zostało wyjaśnione. Najprawdopodobniej zostały przywiezione przez Maurów jako maskotki domowe, a po wygnaniu ich z Hiszpanii pozostawione bez opieki zdziczały. Miejscowa legenda głosi, że Anglicy pozostaną w Gibraltarze dopóty, dopóki będą żyły tam małpy. Małpy są bardzo złośliwe, wyrządzają wiele szkód, robiąc wypady nawet do centrum. Miałem okazję się o tym dobitnie przekonać ponieważ podczas robienia zdjęcia z małpką zostałem zaatakowany :), małpa mnie złapała mocno za rękę i próbowała podrapać drugą ręką. Na szczęście udało mi się szybko odskoczyć i nic się nie stało. Co ciekawego w czasie Pierwszej Wojny Światowej zostało nawet utworzone specjalne stanowisko "małpiego" oficera mającego za zadanie interweniować w razie ataków tych zwierząt, kontrolować je i dokarmiać dwa razy dziennie. Później zostały one wciągnięte formalnie na listę miejscowego garnizonu, przez co podlegają bezpośrednio dowódcy gibraltarskiego pułku i przysługuje im leczenie w Królewskim Szpitalu Marynarki. Więcej informacji na temat wycieczki postaram się umieścić w najbliższym czasie.

6 listopada 2010

03-06.11

W Hiszpanii jak wiadomo regiony posiadają bardzo daleko posunięto autonomię. Co ciekawe każdy w innym stopniu. Zasada jest prosta jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze. A więc od początku, Andaluzja ( koło giblartaru), Galicja ( nad Portugalią) oraz Ekstramadura ( wcale nie taka ekstra), to najbiedniejsze regiony w Hiszpanii, wszystko w jednym organizmie państwowym więc taka Katalonia, okolice stolicy czy Valencia muszą się dorzucać trochę do ich szpitali, szkół czy innych takich. W Polsce funkcjonuje to bardzo podobnie. W Hiszpanii regiony mogą nakładać własne opłaty i mają pewną swobodę ale 80% podatków przekazują do budżetu centralnego. Mówi się trudno. Właśnie że nie ! Baskowie cwani są, nie dali się rzymianom, Wizygotom i Arabom to i z Hiszpanami się pobawią. Baskowie skryci na pagórkowatej północy Hiszpanii oparli się Rzymowi i zachowali własny język, mający więcej wspólnego z celtyckim językiem Irlandii czy elfickim we władcy pierścieni niż z hiszpańskim (wywodzi się z łaciny tak jak francuski i włoski (kolesie się dogadują), Przykład nie zrozumiałości języka baskijskiego ? Askatasuna – wolność ( żadne tam liberty, libertas czy liberalny) Erakutsi zuen euskal gizarte bizirik zegoela eta – zdanie o społeczności Basków.
Ale lata tworzenia państwa z Hiszpanią zrobiło swoje, lata 70 te, język baskijski używany jest tylko przez garstkę starych górali pochowanych gdzieś po wiochach. I tu zaczyna się historia o cwanym Basku. Jak nie płacić na Extramadurę itp. ? Wykażemy swoją inność. Znaleźli się i ekstremiści, prawdziwi terroryści którzy faktycznie w apogeum nawet kilkadziesiąt razy rocznie wysyłali w zaświaty Hiszpanów. Nie to co imitacje z którymi walczy USA. 3 zamachy w ciągu 10 lat i już robi się histerię ale za to można najechać 2 kraje. A to ze akurat trzeba przetestować nową technologię wojskową i jeden z krajów leży na ropie to przypadki. Do rzeczy bomby bombami, ale to bardziej sposób na zwrócenie na siebie uwagi niż skuteczne działanie. Takie pomachanie łapką tu jesteśmy.
   Co zrobiono ? Wyłapano górali wyciśnięto z nich język i kulturę. Lingwiści usiedli, usystematyzowali, uzupełni luki, antropolodzy stworzyli książki o kulturze. W ten oto sposób od lat 70 lokalny rząd stopniowo krzewi baskowość wśród mieszkańców prowincji. Ludzie się z chęcią uczą bo każdy lubi się wyróżniać, nawet jeżeli jest troszkę sztuczne. A władze zacierają ręce bo przybywa im argumentów do coraz większej autonomii. Jak to wygląda teraz, język hiszpański jako język obcy w szkole, napisy po Euskara (baskijski) wszędzie. Cel zrealizowany podatki zostają w prowincji, płaci się tylko malutki ryczałcik. Teraz Barcelona i Majorka płacą za Andaluzyjskie teatry i baseny publiczne. Katalonczycy też podnoszą larum i starają się iść drogą basków. Ale rząd nie może więcej ustąpić ( Katalonia ma gospodarkę powiedzmy Czech – 7mln ludzi) a Kraj Basków to 1 mln ludzi czyli nie ma dramatu dla budżetu. Więc ta różnorodność to tylko to po trochu ściema promowana sztucznie. Bo o pieniądzach rozmawiać jest nie ładnie ale o kulturze to już co innego. Jak się podbijało pół świata to było okej a jak teraz trzeba dopłacić to już źle. W następnym wpisie postaram się opisać region andaluzyjski, do którego znów się udaję, a tym razem w zachodnią część.

1 listopada 2010

27.10-02.11

W przeciągu kilku dni udało mi się zachorować na tutejszą odmianę przeziębienia. Otóż jak wyglądają tutejsze choroby : potworny ból głowy, brzucha, powszechne dreszcze i zimno(ść). Natomiast co jest w tym pozytywne w nieszczęściu to rzecz taka, iż choroba trwa krótko. 2 dni i byłem całkowicie zdrowy. W sumie jeśli już w ogóle chorować, to nie wiem co lepsze: chorować dłużej jak w Polsce, czy krócej, a intensywniej jak tutaj. Właściwie może dojdę jak do tego doszło. Przez ostatnie dni, mimo dość dobrej temperatury 22-23 stopnie niesamowicie wiało, nawet przewaliło trochę palm w okolicy. Kiedyś zastanawiałem się dlaczego Ci ludzi chodzą z kurtkach i czapkach jak jest 10 stopni. Obecnie nie mam wątpliwości dlaczego. Po prostu są przyzwyczajeni do wysokiej temperatury. Jeśli przez 9 miesięcy w roku temperatura nie spada poniżej 20 stopni to każda zmiana oddziaływuje na ciało. Dlatego dla nas 15 stopni na jesień czy na wiosnę wydaję się sporo, gdzie już niektórzy chodzą w koszulkach, tak tutaj w ciepłych kurtkach, butach i szalikach. W historii przypomniała mi się sprawa mieszkańców wyspy Tristan da Cunha, których przetransportowano do Anglii z tropików w wyniku wybuchu wulkanu na wyspie. W ciągu 2 lat 15% populacji wyspy zmarło na skutek zmiany klimatu. Kolejny przypadek - mój kolega Juan, z Hiszpanii który był na Erasmusie w Warszawie. Przez całą zimę przechorował 2-3 miesiące. Ale zmieniając temat. W ciągu tych dni zaobserwowałem dziką gorączkę hiszpańską związaną z Halloween. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że Halloween wyparł, zwłaszcza w mediach, chrześcijańskie znaczenie uroczystości Wszystkich Świętych. Mało kto zdaje sobie sprawę, że za modą, obcą hiszpańskiej kulturze, stoi konsumpcja oraz interesy wielkich firm! Obroty ogromne, mnóstwo ludzi w sklepach. Na ulicy setki, tysiące dzieciaków poprzebieranych za wampiry,demony,diabełki,duchy. Cukierek albo psikus! Typowe hasło, trzymało się często i gęsto. Co więcej przebrane były nie tylko dzieci. Mnóstwo młodych ludzi, studentów, licealistów. Dlaczego ? Odpowiedź bardzo prosta. Za przebranie można było się za darmo napić 1 drinka w klubie. I tak od klubu do klubu drink po drinku zataczało się pijane towarzystwo hiszpańskie od poniedziałku aż do niedzieli. Przy okazji w każdym barze jeszcze po parę euro zostawało i biznes gotowy. Popularyzacja tego święta wśród dzieci i młodzieży jest wg mnie kwestią buntu, snobizmu i chęcią zerwania z tradycjami. Nadto istotny jest też fakt iż wielu dorosłym Hiszpanom bardzo się to nie podoba.
Natomiast jak wygląda 1 listopada w Hiszpanii ? Dzień Wszystkich Świętych ma inny charakter niż w Polsce. Na cmentarze chodzi mniej osób, a miejsca pochówku zmarłych nie są - ze względów architektonicznych - dekorowane tyloma kwiatami i zniczami co w Polsce.
Hiszpańskie cmentarze różnią się od polskich. Niewiele jest płaskich grobów, na których można złożyć kwiaty i zapalić znicze. Są natomiast ściany, w które równo wmurowano trumny czy urny z prochami. Zmarli chowani są na czterech albo pięciu poziomach i tylko ci, których bliscy spoczywają na dole, mogą ustawić światła. Pozostali wstawiają w metalowe uchwyty wazony z kwiatami. W ten dzień nie czuje się tego klimatu świątecznego, sakralnego. Cmentarze są również zaniedbane
Do odwiedzenia grobów najbliższych coraz rzadziej poczuwają się młodzi.
2 listopada. Według tradycji, która ostała się jedynie w wioskach w Hiszpanii, w domach krewnych zmarłych, tworzy się ołtarz z fotografią, który jest poświęcony zmarłym. Świeci się świece umieszczone wokół stołu i kwiaty które mają być umiejscowione na cmentarzu następnego dnia. Dusze zmarłych czekają każdego roku na Święto Zmarłych, aby cieszyć się ołtarzami, które są wypełnione przedmiotami zmarłego, które odzwierciedlają jakiś aspekt życia zmarłego. Powinny być to takie przedmioty, które spowodowałyby żeby zmarły cieszył się z nich, gdyby żył. Następnego dnia po modlitwie za zmarłych, z rodziną można iść na cmentarz i złożyć kwiaty na grobach swoich zmarłych. Zazwyczaj na "ołtarzu zmarłego" znajdują się produkty żywnościowe, które dopiero po zaniesieniu kwiatów na cmentarz można razem spożyć. Wydaje mi się że coś podobnego jest w tradycji prawosławnej ?
W miastach hiszpańskich święto jest obchodzone(jeśli w ogóle jest, bo od tego powinienem zacząć) w sposób bardziej prosty, zamiast umieszczać dary na całą noc, można je spożyć od razu po położeniu na ołtarzu, a wieczorem pójść na cmentarz odwiedzić swoich zmarłych i pozostawić kwiaty. Ten dzień jest hołdem dla wszystkich zmarłych, którzy nie są już z nami i jest z radością, ponieważ pozwala nam o nich pamiętać. Krewni i przyjaciele zbierają się w domu, aby pamiętać o zmarłych. Podczas tego krótkiego spotkania, tradycyjne jest spożycie kawy podczas rozmowy i wspominanie o nim.
I na koniec
Co jeszcze udało mi się ciekawego zobaczyć ? Pewnego dnia na ulicy przechadzałem się ze znajomymi z Polski i zagadała do nas dziewczyna. Okazało się iż jest Polką, przyjechała parę miesięcy wcześniej do pracy i szuka znajomych, z kimś kim mogłaby pogadać. Widać że była samotna, trochę porozmawialiśmy, daliśmy namiary na siebie, zaprosiliśmy na imprezę. 26 lat, ładna, sympatyczna dziewczyna, ukończone studia filozoficzne na Uniwerku Warszawskim. To smutne że młode osoby decydują się na taki krok. Z dala od rodziny, przyjaciół, znajomych. Ale przykłady tego typu można by mnożyć.
Wczoraj licznik odwiedzin łącznie naliczył 2500 wejść na stronę. Dziękuję !