Blog powstał celem upamiętnienia wyjazdu Erasmus-Valencia 2010/11 w dniach 13.09.2010 - 31.01.2011





12 listopada 2010

Cz. 2 oraz 11-12.11

Gibraltar to też trochę miasto kontrastów. Z jednej strony mnóstwo bogatych ludzi, bardzo drogich hoteli, drogich rzeczy w sklepach, a z drugiej gorsze dzielnice, w których oczywiście góry śmieci o czym można było się przekonać na zdjęciach. Co mnie jeszcze lekko zszokowało ? Pomnik upamiętniający katastrofę polskiego generała W. Sikorskiego. Położony zaledwie 200 metrów od śmietniska, w strefie przemysłowej. Moim skromnym zdaniem to po prostu lekceważenie i kpina. Ale nie raz mogliśmy się przekonać w historii jak to "sojusznicy" mają nas zwyczajnie gdzieś. Myślę że nie tylko nas. Oni tak mają. Angole są po prostu trochę pysznym narodem. Nie wolno z nimi rozmawiać w innym języku niż angielski. Również jeśli rozmawia się z nimi po angielsku, nigdy też nie rozpoczną pierwsi rozmowy. Ostatni etap naszej wycieczki w Gibraltarze to oglądanie lądowania samolotu na króciutkim pasie startowym. Pilotowanie samolotu na takie lotnisko wymaga nie lada umiejętności. Kolejny etap to już Kadyks i Jerez de la Frontera. Kadyks toczy odwieczny spór z Sewillą o tytuł kolebki flamenco. Muzykę, którą słychać na każdym rogu, przywiedli do Andaluzji Cyganie(niestety jest ich tutaj bardzo dużo, w głównej mierze żebrzący na ulicach). W mieście jest wiele szkół flamenco (podobno najchętniej tańczą Japonki). Miejscowi ćwiczą od najmłodszych lat. Na corocznym pokazie flamenco w pobliskim Jerez de la Frontera obok największych mistrzów tańczyły siedmiolatki. Flamenco to metronom Kadyksu. Wyznacza jego rytm, tętniący ponad domami, nie kłócąc się wcale z niespieszną naturą mieszkańców, typowych ludzi Południa. Na jednej ze skał starzec z brodą do pasa hoduje koty. Nieopodal ruiny rzymskiego teatru. Niegdyś walczyli tu gladiatorzy, występowali mężczyźni w maskach. Teraz przy wejściu panie w togach rozkładają na ziemi wachlarze po dwa euro. Samo miasto ciekawie położone na wąskim cyplu wchodzącym daleko w głąb morza. Jerez de la Frontera nie wyróżnia się niczym szczególnym. Jest to typowe hiszpańskie andaluzyjskie miasto. A jak wygląda takowe? Rynek + kościół przerobiony z meczetu + jakiś zameczek i domy. Ale na miejscu oczywiście musiała nas spotkać mała przygoda . Zostaliśmy krótko mówiąc oszukani przez właściciela restauracji. Sprawy nie udało się co prawda załatwić, wzywaliśmy nawet policję ale czuliśmy małą satysfakcję że zrobiliśmy wszystko co w naszej mocy w tej sprawie. Wyobraźcie sobie małe miasto w Polsce gdzie wszyscy się znają i przyjeżdża turysta do restauracji. Zaistnieje spór. Jaką szanse ma turysta ? Praktycznie zerową. I to mimo kilku prawniczych głów. Cóż w Hiszpanii trzeba również uważać na nieuczciwych ludzi. Albowiem turysta nie ma tutaj lekko. Ludzie próbują naciąć innych na każdym kroku. A to Cyganie chodzący z różnymi przedmiotami(jeśli dotkniesz czegokolwiek domagają się zapłaty), a to ludzie udający okradzionych. Słyszałem o sytuacji, gdy jeden z erasmusów dał 20 euro osobie, której niby została okradziona i potrzebowała pieniędzy na bilet do domu. Oczywiście ta osoba prosiła o konto bankowe na które ma zwrócić pieniądze (proste chwyty psychologiczne). Pieniędzy jak dotąd temu Erasmusowi nie zwrócono, a minął ponad miesiąc. Złodziei również roi się co nie miara. Trzeba po prostu uważać
Kolejny dzień to już zwiedzanie Kordoby i Sewilli. Od pierwszego wejrzenia Kordoba ujęła nas swoimi skąpanymi w słońcu białymi uliczkami z kolorowymi akcentami. Kolorystyka i charakterystyczne okna przypominały miasta na Kubie(według Amerykanki Beth, która podróżowała z nami). Uliczki Juderii, starej żydowskiej dzielnicy, kryją sekretne dziedzińce, które są dumą i oczkiem w głowie mieszkańców Kordoby. Cudownie chronią przed upałem i światem zewnętrznym, są małymi, niezwykle dekoracyjnymi oazami: charakteryzują je andaluzyjskie mozaiki na ścianach, fontanny, ale przede wszystkim mnóstwo zieleni i kwiatów w często identycznych doniczkach. Co roku, w maju mieszkańcy otwierają dla publiczności swoje prywatne dziedzińce i wspólnie wybierają najpiękniejsze patio. W labiryncie Juderii znajduje się też miniaturowa synagoga, jedna z trzech, które ostały się w Hiszpanii. Głównym punktem naszego spaceru po Kordobie był największy skarb miasta - słynna La Mezquita. Zbudowany w VIII wieku na fundamentach chrześcijańskiego kościoła Wielki Meczet, perła kultury islamskiej, dziś służy jako katedra diecezji rzymskokatolickiej. To największy w Europie meczet i jeden z najpiękniejszych na świecie. Kilkaset kolumn łączonych biało czerwonymi łukami tworzy niekończącą się przestrzeń. Przyznam, że to również jeden z najbardziej kuriozalnych obiektów, w jakich było mi dane być. Architektoniczne i religijne akcenty charakterystyczne dla dwóch różnych kultur, jakimi są chrześcijaństwo i islam, tworzą dziwną mieszankę. Mówiąc wprost katolickie zdobienia w postaci renesansowych kaplic dodanych po przekształceniu meczetu w kościół czy krzyże na islamskich lampionach nijak się mają do oryginalnego projektu. Natomiast tworzą niezapomnianą kompozycję. Natomiast pobyt w Sewilli(Sewiji) upłynął pod znakiem zwiedzania sztandarowych zabytków miasta – imponującej katedry z wieżą La Giralda, Alcazaru, starej fabryki tabaki, gdzie pracowała Carmen, bohaterka słynnej opery Bizeta, która to łamiąc serce swojego kochanka Don Jose została przez niego zasztyletowana na śmierć. Zwiedziliśmy również monumentalna Plaze de España, która była niegdyś głównym miejscem spotkań w mieście, oraz w okolicy której przez 300 lat dokonywano inkwizycji heretyków. To miejsce zrobiło na nas ogromne wrażenie. Sewilla jest siedziba niezliczonej liczby kościołów i klasztorów zaprojektowanych w rożnych okresach historii oraz stylach architektonicznych. Dzielnice EL CENTRO i LA MACARENA, poza wieloma zabytkami religijnymi, ukazują nieco inna Sewille, różniąca się od zatłoczonych, pełnych turystów okolic katedry i Alcazaru. Co prawda nie udało nam się wszystkiego zwiedzić, jest to naprawdę wielkie miasto ale z chęcią jeszcze bym tam wrócił. Co ciekawe w Sewilli znajduje się największa na świecie katedra w stylu gotyckim. Jest naprawdę imponująca. Miasto to ma magię i moim zdaniem jest ładniejsze niż sama Walencja. Ciąg dalszy nastąpi...

ZDJĘCIA KLIKNIJ

--------------------------------------------
Jak obchodziłem 11 listopada w Hiszpanii? Niestety musiałem udać się na uczelnię na zajęcia. Dziwne trochę to uczucie w święto uczyć się czy tam pracować, ale ilość hiszpańskich świąt jest nieporównywalnie większa od polskich, więc nie ma co narzekać. Mieliśmy wygłosić drobną prezentację na temat naruszania prywatności w internecie. Trochę słabo się przygotowaliśmy, ale wypadło lepiej niż oczekiwaliśmy. Więcej improwizacji i ogólnej wiedzy niż referatu w temacie, ale wszyscy byli zaciekawieni. Cel osiągnięty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz