Blog powstał celem upamiętnienia wyjazdu Erasmus-Valencia 2010/11 w dniach 13.09.2010 - 31.01.2011





3 grudnia 2010

Malta cz.1

Chwilowa nieobecność blogerska, była spowodowana wycieczką na Maltę oraz masą obowiązków narzuconą przez profesorów na uczelni. Niestety słowa iż na Erasmusie jest lekko nie mają żadnego pokrycia z rzeczywistością. Tak naprawdę w Polsce miałem mnie do roboty niż tutaj. W głównej mierze jest spowodowane ogromem materiału oraz małą barierą językową. A to prezentacja w grupach, a to praca indywidualna, a to kazusy prawne do rozwiązania. Trzymając się tematu edukacji, ostatnio od kolegi dowiedziałem się małej ciekawostki. W Polsce prywatne szkolnictwo nie jest zbyt popularne. W Hiszpanii wręcz przeciwnie. Wydawało mi się iż posłanie dziecka do publicznej placówki raczej nie uwsteczni go względem pozostałych rówieśników. Powinien też raczej z te przygody wyjść bez szkód na zdrowiu.. Inaczej jest w Hiszpanii. Podczas rozmowy z Hiszpanem usłyszałem jego opinie o tym iż bezwzględnie nie zamierza posyłać dzieci do szkoły państwowej. Zapytany dlaczego, odpowiedział iż to strata czasu, a dokładniej że przez pierwsze 3-4 lat dzieci uczą się języka hiszpańskiego od podstaw. Dlaczego?
Z powodu zaniżania poziomu przez dzieci chińczyków, arabów i innych obcokrajowców. Kiedy przychodzą do szkoły, języka nie znają no bo niby i skąd mają go znać. Program więc układa się w taki sposób żeby przede wszystkim wyplenić analfabetyzm, w dalszej kolejności uczy się o kwiatkach, cyferkach itp. W efekcie po 3-4 latach można przystąpić do normalnej edukacji. Taka sytuacja jest oczywiście tylko w większych miastach o dużym odsetku obcokrajowców. Jest to jednak problem którego rozwiązać raczej się inaczej nie da. Bo gorszym wydaje się zostać z duża częscią spoleczeństwa nie znającą języka. Za jakies 30 lat to już nie bedzie problemem, urzedowym stanie się arabski. Wtedy już nikt nie będzie sie martwił o mniejszość hiszpańską. Jak narazie jednak spora część Hiszpanów płaci podatki (nie małe) na coś z czego nigdy nie skorzysta. Okej ale wracając do Malty. Troszkę historii, która jest niezbędna do poznania tej wyspy. W 1947 Malta uzyskała autonomię wewnętrzną, a w 1963 proklamowane zostało powstanie Państwa Maltańskiego. Rok później Malta uzyskała całkowitą niepodległość jako członek brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Podpisany został też układ obronny z Wielką Brytanią, który zezwalał na utrzymanie na Malcie brytyjskich baz wojskowych. W 1967 układ ten został zerwany i dopiero po czterech latach udało się wynegocjować prowizoryczne porozumienie. 13 grudnia 1974 proklamowana została Republika Malty (Repubblika ta' Malta). 1 maja 2004 Malta przystąpiła do Unii Europejskiej. W związku z tymi wydarzeniami obecnie na wyspie wszyscy rozmawiają zarówno po maltańsku( który jest podobny do arabskiego, włoskiego i francuskiego) jak i angielsku. Ciekawą kwestią jest również to iż na tej malutkiej wysepce mieszka aż 500 tysięcy ludzi. Jest to jeden z najbardziej zagęszczonych rejonów na świecie. Walutą jest euro, każdy Maltańczyk mocno narzeka na wyższe ceny z tego powodu. Sami Maltańczycy są bardzo sympatyczni, chętnie pomagają obcokrajowcom i służą radą. Natomiast, jeśli chodzi o nas to zakwaterowaliśmy się w małym miasteczku Bugibba. To tradycyjna nazwa miasta leżącego nad Zatoką Św. Pawła. Jest to centrum życia turystycznego - posiadające mnóstwo hoteli. Stolicą Malty jest La Valetta. Jest to tak naprawdę jedno wielkie miasto, z podzielnicami, tworzącymi odrębne miasta. Kulturowo są troszkę podobni do Arabów, szczególnie jeśli chodzi o podejście do klienta. Po wyjściu z lotniska, pytaliśmy kierowców o podwózkę do hotelu. Pierwszy zażyczył sobie kwotę znacznie naszym zdaniem zawyżoną. Ambitny i zazdrosny drugi kierowca zaraz do nas przybiegł i zaproponował mniejszą cenę. Gdy już mieliśmy przystać na propozycję, nagle pierwszy zaczął zbijać cenę. W końcu wpadliśmy na pomysł, że to my będziemy dyktować warunki i ustaliliśmy cenę niewiele większą od jazdy autobusem na miejsce. W sumie to obaj przystali na te warunki, ale wybraliśmy tego bardziej ambitnego ze względu na poświęcenie w walce o klienta. I tak w wielu miejscach można było walczyć o parę groszy w kieszeni :). Ciekawostka - na Malcie jest ruch lewostronny, w związku z tym co roku ma miejsce mnóstwo wypadków drogowych. Jaki naród jest najbardziej niebezpieczny na drodze na Malcie ? 1 miejsce - Włosi, 2 miejsce - sami Maltańczycy, a 3 miejsce i tu niespodzianka : Rosjanie. Wydaję mi się że ze względu na brawurową prędkość. Generalnie jeśli chodzi o ruch drogowy, to na Malcie występują potężne korki drogowe. Boję się pomyśleć jak to wygląda w wakacje, ale musi byc naprawdę nieciekawie. Próbowaliśmy wypożyczyć rowery, ale można o tym zapomnieć. W przeciągu całej wycieczki widzieliśmy zaledwie dwóch rowerzystów w maskach na ustach. Nie w sposób jest jeździć tym środkiem lokomocji, w tym zatłoczonym kraju. Co ciekawe - praktycznie nie w ogóle kradzieży samochodów. Dlaczego ? Każdy samochód, który dostaje się na wyspę z zewnątrz i wydostaje się, jest dogłębnie sprawdzany i zapisywany w rejestrze. Również rowery, motory i inne pojazdy. W związku z tym, jeśli ktoś ukradnie drugiemu samochód, następnego dnia policja go odnajduje. Druga sprawa, samochodów na Malcie nie opłaca się kraść. W głównej mierze, są po prostu bardzo kiepskie. Ograniczenia prędkości na Malcie wynoszą 40 km/h w miastach (w niektórych 35km/h) i 65km/h w terenie niezabudowanym, w związku z czym nie potrzeba tutaj wcale dobrych samochodów. Sama wyspa mierzy ok. 30 km długości i 10 km szerokości, więc też nie ma za bardzo gdzie jeździć. Co prawda jest bardzo mała, ale co nie znaczy że da się ją zwiedzić w 1 czy 2 dni, jak twierdzili nam niektórzy przed przyjazdem na miejsce. Oprócz samej wyspy, istnieje jeszcze kilka innych. Najciekawszą jest zdecydowanie wyspa Gozo, ale o tym opowiem w następnym wpisie. Skąd te wszystkie ciekawostki ? Z własnego doświadczenia oraz z bardzo przyjaznych ludzi, którzy chętnie zamieniali z nami krótkie pogawędki na temat wyspy. W wielu sytuacjach, okazały się być bardzo cenne. Kończąc wpis na dzisiaj, jeszcze mała wzmianka na temat jedzenia na Malcie. Obce wpływy odgrywają znaczącą rolę w maltańskiej kuchni. Bliskość Włoch spowodowała rozpowszechnienie na Malcie potraw z makaronu, po Brytyjczykach zostały steki, szarlotka i smażona ryba z frytkami. Autentyczne maltańskie potrawy należą do kuchni śródziemnomorskiej. Narodową potrawą tutaj jest królik ze spagetti. Miałem okazję kosztować, polecam każdemu.

Zdjęcia z 1 dnia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz